wtorek, 30 października 2012

14. JAK i co dalej?

Jakiś czas temu jedynymi moimi ograniczeniami było JAK. Wiem, brzmi to dziwnie, ale już wyjaśniam. Kiedyś, gdy czegoś chciałam, nie wiedziałam często JAK to zrobić. Nie byłam pewna JAK się uczyć, JAK ćwiczyć, JAK tańczyć, JAK gotować. Nawet jeśli miałam jakieś gotowe przepisy (np. na ciasto) to nie rozumiałam wielu rzeczy (co to znaczy utrzeć? wtedy było to zagadką). Obecnie raczej wiem JAK (poza makijażem, na którym kompletnie się nie znam, nie wiem jakie są rodzaje pędzli, czym się różnią dane kosmetyki, nie wiem niemal wszystkiego:) ), ale nie wiem co z tą wiedzą zrobić.

Obecnie moim ograniczeniem jest działanie, a raczej jego brak. Wymyślam coraz doskonalsze metody do osiągnięcia celów, nakładam na siebie strasznie dużo i... zapał opada. Bo mózg to taki dziwny narząd, który musi mieć stawiane przed sobą AMBITNE działania, ale też wykonalne. Moje plany jak najbardziej z osobna są realne. Czy da się zrobić 60 zadań dziennie? Oczywiście. Czy da się nauczyć na codzienne odpytywanie na studiach? Da! A ćwiczyć 3 razy w tygodniu godzinę? Też. Mam mnóstwo takich realnych postanowień, które są realne tylko z osobna. Nawet jeśli codziennie starczyłoby mi czasu na realizację.... to brakuje sił.

Każdy kolejny dzień, w którym nie realizuje się przynajmniej jednego z ogromu postanowień prowadzi do większego zniechęcenia i poczucia winy. Doskonale wiem dlaczego- przecież zewsząd trąbią aby nie wprowadzać więcej niż jednego nawyku miesięcznie- ja miałam zamiar zmienić całe swoje życie.

Troszkę zatem przystopowałam, staram się wybierać najprostsze, a nie okrężne sposoby i wprowadzać w życie zmiany małymi kroczkami. Nie żyje się wiecznie, ale tez nic się nie stanie jeśli zacznę ćwiczyć intensywnie za miesiąc, a uczyć się języków za pół roku. Teraz najważniejsze jest pogodzenie studiów z nauką do matury. Spróbuję też jeść zdrowiej- mniej tłusto, mniej słodko, mniej słono. Okazuje się, że czasem nie wystarczy wiedzieć JAK. Trzeba też wiedzieć co jest najważniejsze i co zrobić by nie chodzić z spuszczoną głową po zjedzeniu batonika w czasie wielogodzinnych zajęć, gdy nie ma czasu na spokojny obiad albo jabłko i jogurt co 2 godziny.


2 komentarze:

  1. Doskonale wiem o czym piszesz. Czasem jednak nie ma się czasu na powolne zmiany :) na powolną naukę i dostosowywanie siebie do nowego trybu. A tak było by najrozsądniej :) Wychodze jednak z założenia, że wszystko zależy nie od nawału nowych zadań i celów a od organizacji czasu i samozaparcia. W tym cały problem.

    OdpowiedzUsuń
  2. :) Masz rację, organizacja i samozaparcie są bardzo ważne, pozwalają nam nie zbaczać z kursu, wytrwać. Problem w tym, że chciałam od siebie dosłownie wszystkiego i to od razu. Nauka chemii, szkoła- na tym się skupię, sprawię, że rozwiązywanie zadań, powtórki i uczenie na bieżąco stały się zwykłymi elementami dnia, takimi jak mycie zębów. Z całą resztą też tak zrobię, ale troszkę później, gdy już przyzwyczaję się do tego, nad czym pracuję teraz.

    OdpowiedzUsuń